„Szykują nowy podatek dla kierowców. Auta tylko dla bogatych”, straszy tytuł jednego z artykułów w dziale dotyczącym motoryzacji na jednym z najpopularniejszych portali internetowych…
Po przeczytaniu takiego tytułu, większość z nas automatycznie popada co najmniej w przygnębienie, od razu pojawiają się myśli: „kurcze, chyba trzeba będzie sprzedać samochód, bo już i całkiem nie będzie mnie stać na jego utrzymanie” i inne, równie optymistyczne. Tymczasem, gdy pokusimy się o przeczytanie tekstu, kryjącego się pod tak stanowczym tytułem, okazuje się, iż była to tylko próba wzbudzenia taniej sensacji przez jakiegoś „redaktora niskich lotów”, dla którego jedyną drogą do zapewnienia poczytności swoich tekstów, jest opatrywanie ich niedorzecznymi tytułami. Nie inaczej jest z korzystaniem z usług warsztatów niezależnych. Niezliczona grupa użytkowników pojazdów, często już nienowych, serwisuje je wyłącznie w Autoryzowanych Stacjach Obsługi, sygnowanych logiem danego producenta samochodów, żywiąc głębokie przekonanie, iż serwis niezależny nie może zaproponować im usługi równie dobrej jakościowo z uwagi na braki merytoryczne czy techniczne.
Nic bardziej mylnego! Dlaczego?
Wyobraźmy sobie, iż jesteśmy użytkownikami np. dwuletniego samochodu produkcji francuskiej. Rynkowo jest to model nowy, debiutował powiedzmy 4 lata temu, gwarancja prawie się już kończy, jednakże zły los chciał, iż po niecałych 30 tysiącach przejechanych kilometrów, przednie klocki hamulcowe i powiedzmy łączniki stabilizatora, kwalifikują się do wymiany. W tej sytuacji mamy do wyboru dwie alternatywy:
- skorzystanie z usług „ASO” francuskiej marki, w którym przeszkoleni i wyspecjalizowani mechanicy z kilkuletnim stażem, profesjonalnie wymienią nam rzeczone elementy. Cena robocizny nie zrujnuje nam kieszeni i wyniesie ok. 221,40 złotych za całą „operację”. Koszt części oryginalnych, sygnowanych logo producenta samochodu, być może również będzie na akceptowalnym dla wielu poziomie, choć niejeden wieloletni posiadacz starszego i tańszego samochodu, może kręcić nosem na klocki hamulcowe przednie za 302,83 zł brutto komplet czy oryginalne łączniki stabilizatora za …bagatela! 394,39 zł za dwie sztuki.
Po podliczeniu kosztów w „ASO”, uzyskujemy kwotę łączną 918,62 zł za wykonanie dwóch, relatywnie prostych czynności serwisowych. Nie trzeba być laureatem olimpiady matematycznej, żeby odnieść wrażenie, że to dość wygórowana kwota, toteż w takiej sytuacji, naturalną reakcją każdego człowieka będzie chęć porównania tej oferty z mniej „utytułowaną” konkurencją „ASO”.
Byle dalej od „szopy”
Mając wspomniany dwuletni samochód, większość jego właścicieli, szerokim łukiem ominie tzw. „szopy” czy „garażowych” partaczy i w swoich poszukiwaniach konkurencji dla „ASO”, skupi się raczej na warsztatach mogących poszczycić się jakąś marką, choćby marką O.K. Serwis! Oprócz estetyki wewnętrznej i zewnętrznej serwisu, nie mniej ważna dla klienta będzie jego lokalna renoma, opinie o nim w Internecie oraz wyposażenie, którym ów warsztat dysponuje. Oczywiście do, jak już wcześniej wspomnieliśmy, mało skomplikowanej naprawy, warsztat nie będzie potrzebował „Wielkiego Zderzacza Hadronów” ale w nowoczesnym samochodzie, prócz młotka i kluczy, niezbędny będzie również tester usterek z aktualną wersją oprogramowania. Na dobrą sprawę, każdy warsztat zrzeszony w sieci O.K. Serwis, dysponuje powyższym wyposażeniem, każdy też dysponuje wiedzą pozwalającą na skuteczne wykonanie takiej usługi i zważywszy na fakt, że większość właścicieli serwisów, swoje mechaniczne szlify zdobywa często w ASO różnych marek, wiedza ta nie będzie w niczym ustępować mechanikom ze stacji autoryzowanej.
Tu czuć różnicę
Skoro więc wiedza i wyposażenie warsztatu niezależnego, zrzeszonego w sieci O.K. Serwis pozwalają mu na dokonanie skutecznej naprawy, pora przejść do najważniejszego argumentu – CENY. Cena zaproponowana w jednym z O.K. Serwisów w Warszawie wynosi: 150 zł – koszt robocizny, 152,28 zł – łączniki stabilizatora, dobry, belgijski „zamiennik”, 162 złote – klocki hamulcowe przednie, „zamiennik” renomowanego producenta, dostarczającego na tzw. „pierwszy montaż”. Po podliczeniu uzyskujemy łączny koszt usługi i części na poziomie 464,20 zł brutto. Cóż, klocki hamulcowe „zamiennik”, na potrzeby tego porównania zostały wybrane najdroższe, można kupić także takie za 90 zł ale w końcu na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać. Łączniki stabilizatora? W warunkach polskich dróg, choćby były wykonane z „betonu zbrojonego”, długo nie pociągną, czy warto więc przepłacać blisko 300 złotych za logo producenta, skoro wytrzymałość jest porównywalna?
Czy warto dopłacić 450 zł za możliwość napicia się dobrej kawy w klimatyzowanej poczekalni z logotypami producenta naszego pojazdu ?
Na to pytanie musicie Państwo odpowiedzieć sobie sami!
Zamiast epilogu
Zapewne ciekawi Państwa o czym był artykuł o „straszliwym” tytule, wymieniony na wstępie do tego tekstu? Otóż nic specjalnego, o podatku ekologicznym, o którego „rychłym” wprowadzeniu słyszymy już od kilku lat ale z uwagi na uwarunkowania naszego rynku motoryzacyjnego, „zamożność” społeczeństwa i średnią wieku polskiego parku samochodowego, chyba już nawet właściciele 30 letnich Kamaz’ów, dymiących sadzą niczym elektrociepłownia, przestali wzdrygać się z lękiem na samą myśl o możliwości jego wprowadzenia…
Ceny użyte do porównania i podane w tekście, zostały uzyskane w Warszawie, w lipcu 2012, dotyczą samochodu Renault Megane III z silnikiem 1.5 dci, wyprodukowanego w 2010 roku.